Nie tak miała wyglądać misja na jaką ruszył Starship
Po tym jak odpalono silniki, a rakieta wzniosła się, wszystko wyglądało na to, że będziemy mówić o ogromnym sukcesie. I taki też zaraz na początku obwieściły niemalże wszystkie światowe media. Po czasie okazało się jednak, że nie było tak kolorowo, jak mogło wydawać się na ekranie odbiorników i w pierwszych oficjalnych komunikatach. SpaceX potwierdziło, że Starship nie przetrwał wejścia w atmosferę. Doszło do awarii silników hamowania, które się nie uruchomiły. Kontrola lotów bazy straciła kontakt ze statkiem.
Rakieta miała bezpiecznie powrócić na Ziemię, a dokładnie spaść do Oceanu Indyjskiego, co nie powiodło się przez brak kontaktu. Mimo wszystko SpaceX i tak ogłosiło sukces misji, bowiem udało się postawić kolejny ważny krok. – Starship nigdy nie poleciała tak daleko i tak szybko — powiedziała komentatorka misji z firmy Elona Muska. Rakieta wzniosła się na wysokość 200 kilometrów.
Choć z punktu widzenia laika misja może wydawać się niepowodzeniem, innego zdania są eksperci. Wszyscy niemal zgodnie przyznają, że Starship to nietypowy statek, który szykowany jest do transportowania w kosmos ogromnych ładunków. Dlatego też jego specyfika jest zupełnie inna. Trzeba mieć na uwadze, że to wciąż prototyp, który nieustannie będzie rozwijany.
Najtrudniejsza część lotu przebiegła zgodnie z planem
Starship do pewnego momentu wykonywał wszystko z planem. Dotarł poza umowną granicę przestrzeni kosmicznej i wykonał tam m.in. otwarcie luku ładunkowego. Problemy zaczęły się, gdy ponownie wszedł w atmosferę, To oznacza, że SpaceX kontrolowało wszystko przez naprawdę długi czas. A nie można zapominać o tym, że mowa tutaj o najcięższym statku, jaki kiedykolwiek wracał z orbity.
Firma Elona Muska nie składa broni i jeszcze w tym roku będziemy świadkami kolejnych trzech tego typu startów. Intensywność jak widać jest ogromna, patrząc na kalendarz. To oznacza też, że SpaceX ma mało czasu na kolejne poprawki. Warto wspomnieć, że dwa wcześniejsze loty na różnych etapach skończyły się wybuchami, a szczątki spadły do morza.
Musk od zawsze podchodzi do tego projektu z dużą dozą pokory. Po pierwszych dwóch w pełni nieudanych misjach stwierdził, że lepiej tracić sprzęt, niż czas. To wymowne stwierdzeni mówi bardzo dużo o jego podejściu w kwestii podboju kosmosu.