„Droga do sławy” w F1 i w FIFA
„Droga do sławy”. Te słowa kojarzą nam się z trybem fabularnym w grach EA Sports. Możemy spotkać je zarówno w serii gier o F1, jak i FIFA. Oczywiście nie we wszystkich, ale mniejsza z tym. Można mieć w związku z tym mieszane odczucia. O ile w serii piłkarskiej tryb jest absolutnie znakomity, tak w serii wyścigowej… No cóż. Są pewne niedociągnięcia. Uważam, że można to zrobić zdecydowanie lepiej. Wygląda to trochę tak, jakby ten tryb w F1 został wprowadzony na siłę. Jakby w pewnym momencie zabrakło pomysłu. Jakbyśmy dostali coś na kształt – no nie wiem – wersji demo, a nie gotowego produktu.
Kiedy FIFA zaprezentowała swoją „Drogę do sławy”, byłem zachwycony. Uruchomiłem ten tryb w FIFA 17 i… przepadłem. Umówmy się – jeśli kupujesz tę grę, jesteś fanem piłki nożnej. A jeśli jesteś fanem piłki nożnej, miałeś kiedyś marzenia. Historia Alexa Huntera to zobrazowanie tych marzeń. To sen każdego fana piłki nożnej. Natychmiast utożsamiasz się z wszystkimi charakterami. Fabuła porywa. Rozgrywanie kolejnych meczów się nie nudzi, bo każdy jest „o coś”. Niemal z każdym wiąże się jakaś historia, jakieś oczekiwania. Pierwszy sezon „Drogi do sławy” rozegrałem bez przerwy. Tak bardzo chciałem się dowiedzieć, co wydarzy się dalej, że nic innego mnie nie interesowało. Cały dzień spędziłem na kanapie z padem w ręku. Wciągnęło mnie jak dobry serial.
Głębia fabuły był kapitalna
Nie mogłem się doczekać, kiedy w moje ręce wpadnie FIFA 18 oraz 19. Czekałem na to jak dziecko na gwiazdkę. Chciałem poznawać tę historię, sprawdzać, jak potoczyły się losy Alexa i jego rodziny oraz przyjaciół. To też było kapitalne. Nie chodziło tylko o to, żeby wygrać mecz i zostać mistrzem. Wokół była cała historia. Życie piłkarza pokazane było od środka. Z towarzyskimi spotkaniami, życiem rodzinnym, negocjacjami kontraktów… Luksusowe auta, piękne domy, wspaniałe miasta, ale też problemy, dramaty, kontuzje. Pokazane zostało zarówno piękno piłki, jak i ciemne jej strony.
Powtórzę się – na każdym etapie drogi można było z łatwością identyfikować się z Alexem i jego historią. Dostaliśmy mnóstwo kulis, a wszystko ubarwiała jeszcze obecność prawdziwych piłkarzy. W sensie – Alex miał z nimi styczność i oni realnie „zagrali” w tym trybie fabularnym. Nie tylko chciałem od razu kupować kolejne części FIFY, ale też odżyła we mnie taka prawdziwa, dziecięca wręcz miłość do piłki nożnej. W skrócie – producent osiągnął wszystkie cele. Wyczerpał temat. Stworzył produkt znakomity. Przeszedł grę.
W F1 tego nie ma…
No właśnie – zestawmy z tym tryb fabularny „Droga do sławy” w F1. Tu z kolei wszystkiego w moim odczuciu brakuje. Akcja nie wciąga. Główny bohater, czyli Aiden Jackson, jest mi obojętny. Kompletnie nie czuję jego historii. Fabuła po prostu mnie denerwowała. Nie chciałem robić tego, czego wymagała ode mnie gra. Z czasem po prostu zaczęło mnie to męczyć. Po paru dniach odstawiłem zarówno historię Aidena, jak i całą grę. Do gry wróciłem, aby pobawić się w trybie kariery. „Droga do sławy” nie zachęciła mnie do tego, aby spędzić z nią więcej czasu.
Postacie były mi tam zupełnie obojętne. Zabrakło też ciekawych kulisów. Spotkań, życia towarzyskiego, pokazania trochę „kuchni”. Nie wiem jak mieszka Aiden, gdzie mieszka, czym jeździ, jak podróżuje na wyścigi, gdzie spędza na nich czas, co je, co pije, ani z kim się spotyka. Tryb jest przez to bardzo płytki w porównaniu do FIFY. Ot – jedziemy wyścig, albo jego część. Po jego zakończeniu mamy cut-scenkę. Wykonujemy jakieś czynności według tego samego schematu. Wplatamy jakiś wątek fabularny i już. Każdy z was może wyrobić sobie opinię na ten temat, ale mnie się to nie podobało. Po prostu.
Można zrobić to lepiej
W głowie mam przynajmniej kilka scenariuszy na to, jak można by zrobić to lepiej. Oczywiście nie przeszkadzają mi same postaci, czyli chociażby Aiden i Devon, ale oni są… statystami. Wszystko mogłoby się zacząć od gokartów na jakimś osiedlu pod Londynem. Od rodziców, którzy na szkolenie syna muszą przeznaczyć masę pieniędzy, chociaż nie należą najbogatszych. Muszą się poświęcić, ale „młody” ma talent, więc warto to robić. Po drodze można wymyślić setki zarówno scenariuszy pozytywnych sytuacji, jak i takich, które łapią za serce. Oczywiście ten wstęp nie musi być długi. 10, czy 15 minut z gokartami wprowadzeniem do życia bohatera wystarczy do tego, abyśmy zaczęli się z nim identyfikować.
Później oczywiście bohater dostaje się do Formuły 2, a w konsekwencji do Formuły 1. Po drodze widzimy, jak z mieszkania w szeregowcu przeprowadza się do Monako, albo gdzieś do Włoch. Jak przesiada się z Opla Corsy do McLarena. Jak rośnie, zarabia i staje się gwiazdą F1. Widzimy całe tło. Widzimy jak mieszka, jak spotyka się ze znajomymi, jak pracuje w fabryce. Spotyka się tam z inżynierami, wpływa na poprawki bolidu, pracuje w symulatorze. Prowadzi trudne rozmowy, negocjacje kontraktowe. Widzimy jak podróżuje na kolejne wyścigi, śpi w hotelach, poznaje miasta i lokalną kuchnię. Jak dostaje się na tor, jak z niego wraca i tak dalej, i tak dalej… a tego wszystkiego nie ma. Mamy prostą, banalną, często bezbarwną historię, która szybko się nudzi (przynajmniej mnie się szybko znudziła…). Szkoda. Potencjał jest przeogromny. Do poziomu trybu fabularnego z FIFY pozostało jeszcze mnóstwo pracy…
Zdjęcia: Screeny z gier FIFA i F1