Gry komputerowe to część życia…
Człowiek jest skomplikowaną, aczkolwiek jednocześnie dosyć prostą istotą. Na ogół lubi robić to, co po prostu sprawia mu przyjemność. Każdy ma swoje gusta i swoje sposoby na spędzanie wolnego czasu. Jedni lubią majsterkować w garażu. Inni zajmują się ogrodem. A są tacy, którzy lubią… grać w gry komputerowe. Każda z tych grup ma swoje argumenty, które często są niezrozumiałe dla innych. Po prostu – różnimy się od siebie. Wszyscy mamy inne zainteresowania. Każdemu podoba się coś innego. Dotyczy to również samych gier komputerowych…
Bardzo często jest tak, że zamiast rzucać się na nowe gry, wolimy sięgnąć do starszych tytułów. Dlaczego się tak dzieje? Uważam, że to złożona sprawa. Wszyscy mamy swoje przyzwyczajenia. Mamy też sentyment do wydarzeń z przeszłości. Wspominamy wspaniałe wakacje i myślimy sobie, że fajnie byłoby wrócić w to konkretne miejsce. Nawet kosztem poznania nowego. Wspominamy jakąś restaurację i konkretne danie, które zwaliło nas z nóg. Chcemy tam wrócić, chociaż teoretycznie moglibyśmy pójść w inne miejsce i przekonać się, czy tam nie serwują czegoś lepszego. Mamy sentyment i wspomnienia do dobrych chwil z przeszłości.
To potrafi się zakorzenić…
Z grami w pewnym sensie jest podobnie. Mamy z nimi jakieś konkretne wspomnienia, jakiś sentyment. Przykład? Nie jestem w stanie policzyć, ile razy przechodziłem GTA San Andreas. Jednocześnie nigdy nie grałem w GTA IV, a GTA V przeszedłem tylko raz. Z czego to wynika? Na przykład z tego, że jakaś konkretna gra – w tym przypadku San Andreas – kojarzy nam się z dzieciństwem. Z beztroskimi chwilami spędzanymi po szkole. Przy czym, samo San Andreas to globalny fenomen. Jedna z najlepszych gier w historii. Legendarne dialogi, legendarne misje. Większość graczy ma do tego tytułu ogromny sentyment.
Podobnie bywa na przykład z serią FIFA. Mam FIFĘ 23, ale nie zmienia to faktu, że niedawno odpaliłem sobie starą, poczciwą FIFĘ 2005 na PC. Godząc się z wszelkimi jej niedogodnościami, „kwadratowym” stylem, kompletnym brakiem płynności i tak dalej. Ci, którzy lubują się w symulacjach rajdowych potrafią wybrać stare Richard Burns Rally z 2004 roku zamiast nowych propozycji. Wyścigi? Często wracam do Toca Race Driver 2. W grach – moim zdaniem – często nie chodzi o grafikę, czy muzykę. Chodzi o jakość samej rozgrywki, o klimat i ewentualny sentyment, czy też wspomnienia. To sprawia, że możemy cofać się do tytułów wydanych w pierwszej dekadzie XXI. wieku bez żadnych oporów. Nawet pomimo kulawej grafiki i często średniej fizyki.
Trzeba znaleźć złoty środek?
Oczywiście nie twierdzę, że nie należy „kosztować” nowych tytułów. One też za kilka, kilkanaście lat mogą być dla nas klasykami. Natomiast jestem przekonany o tym, że równocześnie z próbą czegoś nowego, wrócę znów do San Andreas, Toca Race Driver 2, albo do Gothica, który znów umili mi jakiś wieczór. Wszystko to, co tutaj napisałem, skłania mnie do jednego, konkretnego wniosku. Takiego, że wszelkiego rodzaju remake, czy nowe wydania starych gier, to doskonały kierunek dla branży.
Problem w tym, że w teorii łatwo można taką grę zepsuć. Ale dobry remake ma dla mnie często większą wartość, niż zupełnie nowa gra. W ostatnich latach jedni robili to lepiej, inni gorzej… Przykład? Uważam, że remake serii Mafia jest absolutnie kapitalny. Dostałem to, w czym kiedyś się zakochałem, w odświeżonej formie. Znów spędziłem z tym długie godziny. Ale co z odświeżoną edycją trylogii GTA? Mam wrażenie, że tutaj cała kwestia poszła nieco gorzej, ale… nie zmienia to faktu, że wszelkiego rodzaju odświeżone edycje starych gier to świetny kierunek. Kierunek, który może być jednym z wiodących w niedalekiej przyszłości.
Zdjęcie wyróżniające: Obraz 11333328 z Pixabay