Samochody elektryczne są za drogie i kompletnie niepraktyczne. To są dwie główne wady, przez które, jakkolwiek by na to nie patrzeć, ciężko przebrnąć. „Interia” skupiła się na raporcie „Go Electric, Climate Countdown”. Wynika z niego ni mniej, ni więcej tyle, że tymi autami prawie nikt nie jest zainteresowany. I tak naprawdę nie możemy się tym ludziom dziwić.
Według redaktora „Interii” 41% osób, które uważa, że elektryki to przyszłość motoryzacji, to dużo. No cóż, pozwolę sobie się z tym nie zgodzić. Auta elektryczne to jest przyszłość – wszystko na to wskazuje. Sam jestem z tym pogodzony i miałem wrażenie, że pogodzonych jest z tym większość osób. Jeśli miałbym strzelić, to powiedziałbym, że stwierdzi tak minimum 70, może 80% ankietowanych. Natomiast zostawmy to na moment. To przecież tylko stwierdzenie, że elektryki będą przyszłością. Być może odległą, bardzo odległą? Ale jeśli tylko 41% osób uważa, że elektryki będą (co najwyżej) przyszłością, to ile osób uważa, że są teraźniejszością? 0,5%?
To tylko potwierdza, że ludzie nie są gotowi na auta elektryczne. Nie chcą ich. I nie chodzi tu tylko o to, że to jest nowy napęd, do którego ktoś poczuł jakieś zniechęcenie, zniesmaczenie, albo są tradycjonalistami. Nie chodzi tu o to, że ktoś po prostu woli auta spalinowe. To znaczy są takie osoby, ale jest ich tylko 8%. Idąc na logikę oznacza to, że 92% osób byłaby w stanie wybrać auto elektryczne, ale widzi w nim jakieś konkretne wady. Takie, których nie da się ich zdaniem przeskoczyć.
Jakie są wady?
Z raportu przedstawionego przez „Interię” wprost wychodzą największe wady aut elektrycznych. Słaba dostępność do punktów ładowania, słaba, nierozwinięta wystarczająco technologia aut, brak ładowarek w okolicy, strach przed wyczerpaniem akumulatora, strach przed dalszymi podróżami, niezrozumienie technologii. A to jeszcze nic. Bo dochodzi zbyt duża cena i możliwość jeszcze większych wzrostów cen, kiedy auta staną się bardziej popularne. Do tego wątpliwa „ekologiczność” tego wszystkiego.
To wszystko to oczywiście problemy, których nie da się ot tak przeskoczyć. Ludzie uważają, że te auta są za drogie, a będą nawet droższe. Uważają, że nie ma odpowiedniej infrastruktury, a ładowanie trwa zbyt długo. Wydajność baterii jest za mała, itd. Ze swojej strony dodam jeszcze kilka innych problemów. Na przykład to, że jeżeli liczba samochodów elektrycznych zdecydowanie się zwiększy, pojawią się problemy z prądem. Blackouty już teraz obserwuje się w Wielkiej Brytanii, gdzie wprowadzono nawet specjalne godziny, w których nie wolno ładować aut.
To dopiero początek góry problemów
Zadajcie sobie takie pytanie. Kiedy ostatnio podjechaliście na stację paliw i nie czekaliście na swoją kolejkę do tankowania? Ile stanowisk ma stacja paliw, na którą jeździcie i jak często wszystkie są zajęte? A teraz kilka innych szybkich myśli. Ile jest stacji paliw – są przecież prawie na każdym kroku. Ile mają właśnie tych stanowisk? Jak często obserwujemy na nich kolejki? I przy tym wszystkim… ile trwa tankowanie samochodu spalinowego? 2 minuty? 3? Razem z zamówieniem hot-doga 5?
A teraz się zastanówcie ile jest punktów ładowania elektryków? Ile na każdym punkcie jest stanowisk do ładowania? 2, a może 4? I teraz najważniejsze – ile trwa ładowanie samochodu elektrycznego? Podsumowując – mamy się już teraz przesiąść na elektryki? I niby gdzie do cholery mamy je ładować? Skąd weźmie się ten cały prąd? Spadnie nam z nieba?
Już teraz, kiedy przecież samochody elektryczne na polskich drogach to jakiś śmieszny procent, są problemy! Trwają wręcz bitwy o miejsca na ładowarkach. Głośno jest w ostatnich dniach o sytuacji związanej z siecią ładowarek „GreenWay” i „Traficar”, czyli firmą zajmującą się wynajmem aut na minuty. Ludzie brali sobie auto na minuty i odstawiali je pod ładowarkę. Tyle – w tym momencie samochód przestaje ich interesować. I co? No i coraz częściej zdarza się, że miejsca na ładowanie są zablokowane. Są ludzie odpowiedzialni za to, aby zabierać takie samochody i je przepakowywać, ale jest ich za mało! Auta po prostu tam stoją – często naładowane w 100%, często nawet nie są podłączone do ładowania. Tak niewiele aut elektrycznych… i już tak wiele problemów.